piątek, 18 października 2019

I to jest opowiadanie o tym, jak głęboko wbita jest ta siekiera, rzucona przez Gerarda w Elbląg

Z opowieści PF (czerwiec 2018):

Wojsko w Elblągu dostawało „tuszonkę” w metalowych puszkach. Zainteresowałem się tymi puszkami, np. ile czasu trwa, zanim natura „zje” taką puszkę, jak zmienia się jej materia, jakie taka puszka przybiera barwy. Bawiłem się tymi puszkami. W nocy do Galerii często też przychodzili ludzie, ale ich się nie słyszało. Powiesiłem te puszki na sznurku, mogło być ich 12-15 sztuk, sznurek miałem na ramieniu i je ciągnąłem, było słychać, jak wchodzę.

Zacząłem chodzić też z tymi puszkami do pracy – na odlewnię, do ZAMECHU. Ludzi doprowadzało to wręcz do białej gorączki. „Kurwa! Po co to robisz?! Po co ty mi to robisz?! Dlaczego mi to robisz?!” – padały słowa.
A ja chciałem się troszeczkę podrażnić...
Ludzie – idąc do pracy – często byli „skacowani”, a po tych 8 godzinach ciężkiej roboty w hałasie i kurzu, jak wychodzili z ZAMECHU, to mieli już wszystkiego dosyć. A jak jeszcze się „nażarli”, to w ogóle chcieli tylko świętego spokoju.
Drażniłem ich ciągając z sobą te puszki codziennie. Po jakimś czasie zacząłem mówić – pokazując na moje puszki – że to pies... Brali mnie za „czubka”. Z czasem jednak zaczęli się „wkręcać”, na zasadzie: „a niech mu będzie”... Pytali – „Co to za pies?”. A jak nie pojawiłem się w pracy jednego dnia, to następnego dopytywali „A dlaczego cię nie było?”. Potem – „A co to za rasa?” – odpowiadałem: jamnik... I dalej – „Jak ten jamnik się nazywa?”.
Gerard mówił: „Uważaj, bo cię kiedyś kopnie...”.
Już nie pamiętam teraz, jak do tego doszło, ale ostatecznie stanęło na tym, że to nie „jamnik”, lecz „jamniczka”. I tu kolejna myśl: „Co to za suka (ta jamniczka), za którą żaden pies nie biega?”.
I pomyślałem, by wysmarować puszki golonką, zbiegną się psy i będą za nimi ganiały.
A Gerard powiedział: „To musi być cieczka”.
Była wówczas cała akcja, żeby to właśnie w ten sposób pociągnąć. Gerard zaangażował weterynarza, który przyniósł specjalny preparat, na który reagowały psy. I wkrótce było tak, że zbiegały się psy pod Galerią i czekały, aż moja „jamniczka” wyjdzie na spacer.
Więc do ZAMECHU szedłem ciągnąc za sobą hałasujące puszki, do tego wataha psów, które też się czasem gryzły i ktoś – w tej sytuacji – wydał polecenie, żeby mnie z tą „jamniczką” nie wpuszczać na teren zakładu. W takim razie ja na to: „Zostawiam wam jamniczkę, macie jej raz na godzinę dawać wody”.
Drażniłem i przekomarzałem się... Mogło to trwać tak nawet z pół roku. Ludzie zaczęli mnie rozpoznawać – kojarzyli „wariata z Galerii”, który chodzi z „jamniczką” po Elblągu. Byłem raz w Domu Kultury, gdzie zaledwie wszedłem do połowy schodów, to już była interwencja milicji. „A dajcie mu spokój – temu wariatowi – niech se łazi. To Galernik”.
W nocy też wracałem z tymi puszkami. Z czasem miałem nawet stałe psy do tej „suki”.

I zdarzyła się sytuacja, która od razu zakończyła i smarowanie puszek, i to ciągnięcie ich na sznurku.
Wracałem z puszkami w nocy i w okolicach Parku Kajki zatrzymał mnie milicjant, zwracając się do mnie w ten sposób: „Panie Pawle, jest Pan wykształconym człowiekiem. Jest późno, noc, ludzie śpią, Pan zapewne rozumie, że piesek harmider robi...”.
A ja odpowiedziałem: „Panie sierżancie, byłem pewien, że mnie Pan zaaresztuje. Gdzie Pan tu widzi psa?! Przecież to są puszki”.
I to jest opowiadanie o tym, jak głęboko wbita jest ta siekiera, rzucona przez Gerarda w Elbląg.

środa, 2 października 2019

Nie wiedziałem, kto to jest Gerard...

Z opowieści Pawła Freislera (czerwiec 2018):
Zacząłem studia na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie w 1961 roku, na Wydziale Rzeźby w pracowni prof. Mariana Wnuka.
W 1966 roku Gerard pojawił się na Akademii... Wnuk go przyprowadził. Robiłem akurat jakąś rzeźbę z gipsu. Siedziałem pod sufitem na rusztowaniu, a Gerard z Wnukiem stali na dole. Wnuk przedstawił mi Gerarda, a ten powiedział: „Wiesz, no to przyjedź”.
Wnuk miał swoją kanciapkę w pracowni. I tam Gerard wziął ołówek i po prostu obgryzł go w ustach, zamiast zaostrzyć temperówką. Na kartce napisał, gdzie mam się zgłosić i powiedział, że jak zaliczę egzaminy, to mam przyjechać...
Nie wiedziałem, kto to jest Gerard...

Jak przyjechałem do Elbląga, to tam było smutno, obtłuczony kościół, do którego nie wiadomo gdzie się wchodziło i ulica, kończyła się na kanale mostu, dalej już jej nie było.
Był tylko jakiś drewniany mostek. Ludzie rano szli do Zamechu i przechodzili 30 metrów od Galerii. Szli do pracy przez krzaki.

fot. z Archiwum Galerii EL


fot. z Archiwum Galerii EL

wtorek, 1 października 2019

Zadanie dla Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

13 listopada 2014 roku o godz. 10:18 wystosowałam zbiorczego e-maila, o nieco rozbudowanym tytule: „PROŚBA o wypowiedzi o Gerardzie Kwiatkowskim do katalogu wystawy prac artysty; wernisaż wystawy: 13 grudnia br., miejsce: CS Galeria EL w Elblągu”. E-mail przesłałam do wybranych osób, poleconych mi przez Tomasza Sikorskiego, które miały okazję wcześniej poznać Gerarda osobiście. Na tej liście znalazł się m.in. Paweł Freisler.

Poniżej fragment z treści wspominanego e-maila:
Zwracam się do Państwa z uprzejmą prośbą dotyczącą napisania krótkiej wypowiedzi na temat Gerarda Kwiatkowskiego do publikacji, którą przygotowujemy.
Centrum Sztuki Galeria EL w Elblągu na 13 grudnia br. (termin wernisażu) przygotowuje wystawę prac Gerarda Kwiatkowskiego. Wraz z wystawą chcemy przygotować publikację dotyczącą Gerarda Kwiatkowskiego.
(...)
 W publikacji (tytuł: Gerard Kwiatkowski. Założyciel Galerii EL w Elblągu) oprócz tekstu dotyczącego twórczości artysty, chciałabym zawrzeć kilka(naście) szczerych wypowiedzi osób, które znają Gerarda osobiście.
(...)
Nie chod
zi mi o jakiś rozbudowany tekst krytyczny, lecz o to, by ująć w paru akapitach esencję – tego, jak Państwo odbierają Gerarda (może być to też opis jakiegoś szczególnego z nim spotkania, jakiejś sytuacji z nim związanej itp.). Możliwości wypowiedzi jest naprawdę wiele. Zależy mi na wypowiedziach szczerych, swobodnych, autentycznych.
(...)
Gorąco Państwa zachęcam, by napisać parę słów o Gerardzie.

Z poważaniem,
Karina Dzieweczyńska

* * *
Odpowiedź od Pawła Freislera przyszła następnego dnia, 15 listopada 2014 roku, o godz. 16:22 (kopię e-maila artysta dołączył do wszystkich adresatów mojej prośby, co więcej, również na adres e-mailowy Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego)
Poniżej w całości przytaczam treść:

Moi drodzy,
… … w Galerii EL odbędzie się 13 grudnia 2014 roku WERNISAŻ wystawy prac Gerarda Kwiatkowskiego…
Jedyne przesłanie, jakie mogę mieć z tej okazji do wpisania w katalog wystawy, to, że
szczerze, swobodnie i autentycznie
należy wydać kompleksowe opracowanie dotyczące twórczości Gerarda Kwiatkowskiego.
(a to już jest zadanie dla Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego).

Pozdrawiam serdecznie wszystkich adresatów maila Pani Kurator oraz Panią Kurator.

Paweł Freisler

[w tym miejscu Artysta podał swój adres pracowni w Trelleborgu]

Do dziś powyższy e-mail w mojej poczcie posiada dodatkowy znacznik. W 2014 roku oznaczyłam go gwiazdką „red-bang”, czyli czerwonym wykrzyknikiem. Zrobiłam to intuicyjnie. Wydało mi się to po prostu ważne. Tak ogólnie, na przyszłość.

Nie przypuszczałam wówczas, że 4 lata później, będę w Malmö u Pawła Freislera i że zostanę wciągnięta w Jego „intrygę”...